MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

28/07/2005 21:18:37

Londyn – miasto strachu?

"Czy tak wyglądać będzie nasze życie?” – zastanawiały się brytyjskie gazety 22 lipca, w dzień po powtórnych atakach terrorystycznych na stolicę Wielkiej Brytanii. I nieważne, że tym razem zamachowcom się nie udało. Chodzi o to, że wiele osób boi się wsiąść do metra (szczególnie w centrum), a maszyniści londyńskiego undergroundu mogą odmówić pracy w razie dalszych ataków terrorystycznych na ten środek komunikacji...

Równo dwa tygodnie po zamachach, które kosztowały życie 56 osób ( w tym trzech Polek), ponownie doszło do eksplozji na trzech londyńskich stacjach metra i w miejskim autobusie. Niemal jednoczesne wybuchy miały niewielką siłę. Jedna osoba została ranna. Nie ustalono z całą pewnością, czy były to eksplozje, czy też próby wywołania eksplozji. Szef londyńskiej policji Ian Blair zwrócił uwagę, że doszło do nich niemal jednocześnie, w porze lunchu. Powiedział też, że choć bomby były mniejsze od tych, których użyto do zamachów przed dwoma tygodniami, to eksplozje są "z pewnością bardzo poważnym incydentem".
Do "incydentów" doszło na stacjach metra Oval, Warren Street i Shepherd's Bush, a także w autobusie linii 26 na Hackney Road w północno-wschodnim Londynie. Relacje świadków są sprzeczne - niektórzy mówią tylko o dymie, inni zaś, że słyszeli eksplozje.
 
Eksperci i brytyjskie media zastanawiały się w dzień po zamachach, dlaczego ładunki wybuchowe nie eksplodowały właściwie: czy było to zamierzone, czy też bomby zostały źle wykonane? Prawdopodobnie do budowy bomb wykorzystanych w czwartkowych atakach użyto tej samej substancji chemicznej, na bazie nadtlenku acetonu (zwanej "matką szatana"), z której wykonano materiały wybuchowe użyte przez terrorystów 7 lipca i prawdopodobnie znalezionej przez policję w "fabryce bomb" w Leeds. Cytowani przez dziennik "The Guardian" eksperci twierdzą, że substancja ta rozkłada się dosyć szybko, co wyjaśniałoby, dlaczego żaden z ładunków nie eksplodował, choć odpalono detonatory. Zdaniem eksperta instytutu Jane's Andy'ego Oppenheimera, nie jest pewne, czy bomby zawierały wystarczającą ilość materiałów wybuchowych, by eksplozje były tak silne jak 7 lipca. Bardzo prawdopodobne jest też, że eksplodowały tylko detonatory, o czym mogą świadczyć odgłosy niewielkich wybuchów, które słyszeli pasażerowie metra. Niektórzy eksperci wojskowi uważają, że raczej niemożliwe jest, by wszystkie cztery ładunki po prostu zawiodły i efekt był zamierzony.

Do czwartkowych zamachów w Londynie przyznała się organizacja, ściśle związana z Al-Kaidą Osamy bin Ladena - podała japońska agencja Kyodo. Tymczasem brytyjska policja odkryła związek między grupami zamachowców, którzy przeprowadzili oba ataki - poinformował brytyjski "Observer", powołując się na źródła w Scotland Yardzie. Pozostałe brytyjskie gazety też podały wiadomość, że mężczyźni, którzy 21 lipca pozostawili ładunki wybuchowe w metrze i w autobusie, oraz dwaj sprawcy samobójczych zamachów 7 lipca: Mohammed Sidik Khan i Shehzad Tanweer, uczestniczyli w ubiegłym roku w spływie na jeziorze Bala w północnej Walii, zorganizowanym przez ten sam ośrodek National Whitewater Centre. "Bardziej prawdopodobna staje się hipoteza, że oba ataki były częścią większego planu spowodowania masakry w Londynie" - pisze "Observer".

W piątek, 22 lipca doszło do akcji policji na londyńskiej stacji metra Stockwell, podczas której zastrzelono niewinnego obywatela Brazylii, 27-letniego Jeana Charlesa de Menezesa. Policjanci podejrzewali, że miał on przy sobie ładunek wybuchowy. Menezes, elektryk-amator, pochodził z przedmieść Sao Paulo i szukał w Londynie lepszego życia. Prawdopodobnie przebywał w Wielkiej Brytanii legalnie, na podstawie wizy studenckiej, ale mógł nielegalnie pracować jako elektryk. Dlaczego uciekał przed policją i czym - oprócz ciepłej jak na tę porę roku kurtki - wzbudził podejrzenia, ma wyjaśnić niezależna komisja.
Według źródeł w Scotland Yardzie, na które powołuje się BBC, śledztwo w sprawie zamachów z 7 i 21 lipca prowadzi do Pakistanu i północno-wschodniej Afryki. Dwaj z czterech zamachowców, którzy w miniony czwartek pozostawili ładunki wybuchowe w londyńskim metrze i autobusie miejskim, pochodzili z Somalii i Erytrei - podał kanał 4 telewizji BBC, powołując się na nieoficjalne informacje.

Dwaj z zamachowców to 24-letni Yasin Hassan Omar i 27-letni Muktar Said Ibraihim. Said próbował doprowadzić do wybuchu bomby w autobusie nr 26, a Omar usiłował dokonać zamachu na stacji metra Warren Street. Trwają poszukiwania pozostałych zamachowców, których – według ostatnich danych policji – może być aż pięciu.
Atmosfera niepokoju o własne życie zamienia się powoli w strach, u niektórych graniczący z psychozą. A co, jeśli zamachowcy znów uderzą? A jeśli następnym razem osiągną zamierzony skutek? I chociaż jak wszyscy londyńczycy staramy się żyć normalnie, to wciąż pozostaje w nas obawa: wsiąść do tego autobusu, pojechać tą linią metra? Najważniejsze – to nie dać się zwariować...

Adriana Chodakowska

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska