24/07/2005 08:36:38
Ów kolega stanowczo przeciwstawiał się jakimkolwiek zapewnieniom z mojej strony, że jednak wspomniana kultura ma się dobrze i prowadzi naród zgodnie z obowiązującym nurtem progresji, to jest w przód. Tenże szaleniec, jakby w myśl zaleceń dla swojego stanu, nie dysponował żadnymi sensownymi argumentami, dlatego jak się można domyślić (i przy tym odetchnąć) rozmowa ta nie będzie tematem mojej “próby” pisania. Jednakże konstruując kolejne wypowiedzi nie mogłem oprzeć się przekonaniu, że przychodzi mi to z coraz większym trudem, i że właściwie nie mogę oprzeć moich sądów na jakimkolwiek stałym fundamencie. Otóż cokolwiek mi przychodziło do głowy na rzecz obrony synczyzny, wywodziło się jakby z zupełnie nowych, nigdy tych samych wniosków. Żadnego genius loci myśli, żadnej ostoi, żadnego pierwiastka wspólnego. Wszystko jakby zewsząd i znikąd. Czyli co? Czyli nic właśnie.
Nie pozostając dłużnym wobec swych myśli, wziąłem zaistniały problem na warsztat domysłów i refutacji. Jako umysł świeży zrazu odrzuciłem myśl o rozprawieniu się z tym natręctwem przez żmudne szperanie, pytanie, czy (uchowaj B.) badanie. Postanowiłem zatem zaproponować kontrapunkt, jakby lustro, w którym się z całym naszym, za przeproszeniem, bagażem przejrzymy. I spojrzałem wtedy przed siebie, czyli na północ (bo oczywiście nie pod słońce), gdzie zjawił mi się od razu wspaniały kontrapunkt - Skandynawia. W niej bowiem widzę pewien nośnik konsekwentnej jakości, czegoś takoż nieuchwytnego, jak wyczuwalnego przy pierwszym zetknięciu. Co zatem wykoncypowałem?
Otóż istnieje pewna wspólna cecha wszystkich wytworów artystów skandynawskich. Jest to, wynikająca zapewne z geograficznych uwarunkowań, atmosfera samotności, smutku i wyjątkowego nimbu tajemniczości, w którym ludzie pozostawieni są sami naprzeciw tragizmu egzystencji. Choć zakrawa to trochę na banał, to jednak nigdy widzowi nie jest do śmiechu, nawet w okoliczności największego niedowierzania. Dobrym przykładem ambiwalencji odczuć są filmy Larsa von Triera. W przypadku twórczości tego duńskiego artysty mamy do czynienia ze zwielokrotnieniem “czynnika” skandynawskiego w celu wywołania jak największego szoku u widza. Jakkolwiek sztuczki Triera działają na szeregowego odbiorcę, tak wśród krytyków wywołują raczej mieszane uczucia. Duńczykowi zarzuca się hochsztaplerstwo i nieczyste zagrania. Cóż, muszę przyznać, że nie raz na te jego sztuczki dałem się nabrać i bynajmniej nie czuję się z tego powodu źle. Przeciwne. Jeśli reżyser dysponuje środkami wyrazu, którymi jest wstanie zadziałać na widza to, proszę bardzo, niech to robi. Niech działa. O ile ciekawsze są wtedy filmy, które oglądamy w kinach, gdy z ekranu zamiast Digital Intermediate (metoda zaawansowanej postprodukcji cyfrowej), spływają na nas prawdziwe emocje. Podobnie duch nordycki przekłada się na kształt literatury skandynawskiej. Jest ona, mimo światowej tendencji, lekko archaiczna i nie pozbawiona kultu tradycji. I tu także oryginalność procentuje jakością. Wystarczy wspomnieć dwa dzieła z kręgu norweskiego, by zegzemplifikować piękność jego literatury. “Księgę Diny” Herbjorg Wassmo i “Półbrata” Larsa Saabye Christensena. Dwie powieści zrealizowane według podobnego schematu. Wielkoformatowe historie norweskich rodzin, których pierwiastkiem wspólnym jest silnie wyeksponowany pierwiastek tragizmu ludzkich losów. Banał? Niekoniecznie. Bowiem ani Wassmo, ani Christensen, nie ograniczyli się do zaprezentowania studium cierpienia czy bólu, lecz postanowili z nich właśnie uczynić moc konstruującą charaktery, często w bardzo niezwykły sposób. W tej cesze widzę prawdziwą jakość i inność gatunkową skandynawskiej sztuki. Odwołując się do rodzimych tradycji literackich, częściej mamy do czynienia z takim przedstawieniem cierpienia, z którego nic, prócz upadku, nie wynika (mam na myśli oczywiście główny strumień tejże literatury, a nie pojedynczych nosicieli przebłysku...).
Ciekawe w toku tych rozważań może być wspomniane uwarunkowanie geograficzne. Jeśli chcielibyśmy szukać wyjaśnienia dla tradycji artystycznej w przyrodzie właśnie, to bardzo szybko stanęlibyśmy nad brzegiem fiordu z przemarzniętymi od wiatru policzkami. Nie mogąc dojrzeć nic poza szczytami górskimi okalającymi dolinę, zapadlibyśmy się w otchłani własnych myśli. Czy to jest rozwiązanie? Czy może decydujący jest protestancki duch władający namiętnościami ludzi północy? Mam nadzieję, że nie, bo wtedy marne perspektywy dawałaby nam ojczysta “płaskonizina” z miałkim wspomnieniem duszka katolicyzmu, z którym jakiekolwiek namiętności już dawno przestały mieć cokolwiek wspólnego.
Dokonałem jednak pewnej waloryzacji. Być może inaczej zjawiałaby się teraz czytelnikowi synojczyzna, gdybym zamiast miałką nazwał ją eklektyczną, a “płaskoniskość” obarczył brzemieniem rozciągania horyzontu myśli. Bynajmniej nie mam teraz zamiaru oddawać hołdu relatywizmowi, lecz raczej chciałbym znieść kontrapunkt skandynawski jako nieskuteczny. Przy okazji zadając mały cios antropologii, z jej postulatem “ o przeglądaniu się w innych, miast w sobie”.
Czyżby zatem przyszło mi po meandrach zwątpienia dojść do poziomu owego kolegi, z gębą naznaczoną szałem? Być może. Jednak chyba lepiej by było, gdybym w myśl eklektycznej tradycji, wybrał spośród fiordów co ciekawsze znamiona atrakcyjności, i w nie przybrany, dołączył do synczyźnianego pochodu ku przodowi. Co też uczyniłem, tekst swój posyłając Wam – na pożarcie.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...