MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

22/07/2005 08:23:26

Zwycięstwo bin Ladena - Jazda bez cugli

Wstrząs wywołany wiadomością, iż wszyscy zamachowcy z siódmego lipca byli Brytyjczykami szybko zamienił się w jedno wielkie poszukiwanie odpowiedzi: dlaczego młodzi, żonaci, posiadający dzieci mężczyźni wysadzają się w powietrze mordując niewinnych ludzi? Wyjaśnienia zgodnie podzieliły się wedle filozoficznych tradycji: indywidualiści, racjonaliści i zapewne zwolennicy Kanta winę widzą przede wszystkim w jednostkach i systemie wartości jaki wyznają – a więc w islamie. Przywołuje się teologiczne dowody pokazujące niższość i drapieżność Koranu, udowodniając, że zło tkwi w Księdze. Z kolei – nazwijmy ich – kolektywiści, obraz widzą niczym Max Weber, w bardziej zniuansowany sposób, dla nich czyny terrorystów to efekt działań sił społecznych i determinantów historycznych, a religię widzą bardziej jako środek za pomocą którego wyrażane są określone polityczne frustracje i realizowane cele

Dziennik Polski

 

W gruncie rzeczy – jak zwykle – prawda leży gdzieś pośrodku. W chwilach wyjątkowych jednak, człowiek ma tendencję do popadania w skrajności. Dlatego upatrywanie w islamie jakieś immanentnej cechy skłaniającej tę religię do zachowań agresywnych staje się coraz bardziej popularne. Fallaci, o której Włosi mówią, że „zestarzała się na gorsze” wpadła wręcz w obsesję widząc w Koranie narzędzie apokalipsy Zachodu.

Argument o wrodzonej agresji i nietolerancji islamu nie trzyma się z wielu powodów. Po pierwsze, gdyby tak było, nie istniałyby wspólnoty chrześcijan w Syrii, Iraku, Iranie, Egipcie, Etiopii, Libii i kilku innych krajach, gdzie od jakiś 15 wieków oba wyznania współżyją obok siebie. Nie byłoby chrześcijan na terenie całego byłego Imperium Ottomańskiego, gdzie cieszyli się względną tolerancją, a zaczęli być dyskryminowani dopiero na skutek importowanego z Europy nacjonalizmu. Jeśli już historycznie jakaś religia nie odznaczała się tolerancją, to chrześcijaństwo. Poza polskimi Tatarami, mało jest bowiem przypadków odwrotnych, z Europy muzułmanów zazwyczaj przepędzano, ewentualnie siłą nawracano. Wychwalana europejska tolerancja ma doprawdy bardzo krótki żywot, a wielokulturowe i wielowyznaniowe społeczeństwa i miasta były od stuleci raczej domeną Bagdadu, Delhi czy Lahore niż Europy. Historia chrześcijan zamieszkujących od 2 wieku wybrzeża Karnataki (zachodnio-południowe Indie), którzy zostali zmasakrowani przez Portugalczyków w XV wieku jest wręcz symboliczna.

Z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy, to fakt, że obarczanie islamu bezpośrednią odpowiedzialnością za czyny zamachowców jest pośrednim oskarżeniem religii w ogóle. Z historycznego punktu widzenia, islam z chrześcijaństwem mają więcej wspólnego aniżeli wyznawcy obu gotowi są przyznać. Obie religie monoteistyczne powstały jako sekty w opozycji do struktury państwowej — imperium rzymskiego i politeistycznego patrycjatu Mekki – i wyrosły w końcu z tego samego pnia. Nie tylko chodzi o to, że Jezus w Koranie występuje jako jeden z proroków, a jego śmierć jest zapowiedzią przyjścia Mahometa, ale choćby o to, że podczas ONZ-owskich konferencji na temat demografii planety lub AIDS, świat zazwyczaj rozbija się na dwa obozy: kraje rozwinięte i rozwijające się z jednej strony oraz islamskie i Watykan z drugiej. W wielu kwestiach, od homoseksualizmu, politykę rodzinną, po relacje z państwem, islam i chrześcijaństwo mają poglądy bardzo zbieżne. Różnice teologiczne na szerszym planie ustępują zgodzie na fundamentalną rolę religii w życiu człowieka i społeczeństwa. Mówiąc trywialnie, oba wyznania są dla siebie konkurencją, ale zgadzają się do podstawowych reguł gry. Nic dziwnego, że wrogiem numer jeden dla obu jest laickie państwo i liberalizm, które reguły te odrzucają a priori.

W istocie kwestia upatrywania źródeł zachowań ludzkich w religii jest źle postawiona. Wszystkie święte księgi, które człowiek w mniejszym czy większym stopniu przypisał boskiemu umysłowi: Biblia, Wedy, Koran, czy Tory są na tyle otwarte, niejasne i podatne na interpretacje, że za ich pomocą można usprawiedliwić i usankcjonować bardzo wiele. Ludzie nie potrzebują religii by zabijać, aczkolwiek robią to z większą ochotą gdy wyobrażają sobie, że posiadają na to aprobatę Absolutu. Od krzyżowców, konkwistadorów, japońskich kamikadze, po współczesnych dżihadystów mamy do czynienia z tym samym: brygadami śmierci, których doraźne działanie polityczne ubiera się w wzniosłe teologiczne fatałaszki. Dlatego analiza aktów terroru w Londynie językiem religii i przypisywanie jej naczelnego miejsca w relacjach międzyludzkich i międzynarodowych jest w gruncie rzeczy zwycięstwem Osamy bin Ladena – on chce by Europejczycy odrzucając Oświeceniowy i laicki umysł widzieli świat przez skrzywiające polityczną perspektywę soczewki wiary. To bin Laden chce by różnice między wyznaniami stały się fundamentalnie nie do przekroczenia, a identyfikacja religijna głównym punktem odniesienia podziału świata, jego głównym wrogiem jest bowiem świeckość i liberalizm, a nie wiara w inne bóstwo. Wszak to liberalizm będący – jak powiedział Leszek Kołakowski – zdolnością Europy do ciągłego podawania w wątpliwość własnych osiągnięć i umiejętnością sceptycznego patrzenia na samego siebie jest nadzieją na wewnętrzną modernizację islamu, inna wiara go do tego nie nakłoni. Osama i Fallaci mówią więc tym samym językiem – i największe zadanie Europy tkwi nie w odpieraniu ekspansji jednej religii, ale na demontażu destrukcyjnych elementów jakie tkwią w każdej.
Michał P. Garapich (fot. pap/ap)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska