MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

20/06/2005 00:16:30

Polaków depresja w Londynie

- rozmowa z psycholog Joanną Borczon Londyn – magnes ściągający cudzoziemców z całego świata, którzy przyjeżdżają przeżyć tu przygodę swego życia, poznać ciekawych ludzi, zapracować na lepsze jutro, czy też zwiedzić miejsca znane wcześniej z pocztówek. Wśród nich Polacy, którzy przyjeżdżają w poszukiwaniu lepszego życia, w poszukiwaniu zarobku.

Brytyjski „Guardian” opublikował niedawno artykuł, w którym szacuje, że w ostatnim roku ponad 73 tys. Polaków poszukiwało pracy w Wielkiej Brytanii. Czy nasz pobyt tutaj to – oprócz ciężkiej pracy - czas rozwoju, czas zbierania nowych, pozytywnych doświadczeń, czas korzystania z jakże bogatej i różnorodnej kultury? Jak wygląda życie przeciętnego Polaka czy Polki, którzy przyjechali do miasta nad Tamizą „za chlebem” ?
  
 Jak żyć na obczyźnie, aby nasz pobyt tutaj był w pełni satysfakcjonujący? Jak zaplanować sobie czas, aby oprócz  zaoszczędzonych funtów wywieźć stąd nowe, pozytywne doświadczenia? Jak uniknąć problemów związanych z życiem na emigracji?
Z tymi i innymi pytaniami zwracam się do psychologa klinicznego,  Joanny Borczon, specjalisty psychoterapii uzależnień, która od ponad dwudziestu lat zajmuje się problematyką uzależnień. Mieszka i pracuje w Katowicach, gdzie kierowała wzorcową placówką tworzącą standardy terapii uzależnień, a obecnie prowadzi prywatną praktykę psychologiczną.
Niedawno po raz kolejny, na zaproszenie ks. Dariusza Kwiatkowskiego, sprawującego duchową opiekę nad polskimi grupami samopomocowymi AA, AL-Anon, DDA w Wielkiej Brytanii, prowadziła wykłady, warsztaty terapeutyczne oraz indywidualne konsultacje dla Polaków mieszkających w Londynie.

- Była już  Pani w Londynie w październiku 2004. W tym roku po raz kolejny gościmy Panią na Ealingu, w zachodnim Londynie.
Skąd Pani obecność tutaj, czy przeciętny Polak tu mieszkający boryka się ze specyficznymi problemami natury psychologicznej?

- Ludzie doświadczają różnego rodzaju problemów natury psychologicznej, niezależnie od tego, gdzie żyją. Zauważyłam jednak, że pewna grupa Polaków,  przebywających  w Londynie ma swoiste problemy, które często prowadzą ich do zaburzeń depresyjnych, nie tylko dlatego, że londyńska mgła (będąca już raczej historią) sprzyja melancholii. Wiele osób przyjeżdża, żeby zarobić na lepsze życie, a potem wrócić do Polski. Wykonują prace, których nie podjęliby się w kraju. Nie są zadowoleni z warunków mieszkaniowych, z braku perspektyw. Jednak dobrze zarabiają. Ich standard życiowy jest często wyższy niż ten, który mieli w Polsce. Mają pracę, pieniądze, mogą się utrzymać, są niezależni, ale to nie daje im szczęścia. Nie adaptują się w nowym środowisku. Życie w Londynie traktują jak sytuację przejściową. Często nie mówią biegle po angielsku,  więc nie radzą sobie dobrze w urzędach czy u lekarza. Tęsknią za Polską, ale nie wiedzą kiedy powinni wrócić do kraju.

- Dlaczego, jeśli nie znajdują tu swojego miejsca,  po prostu nie spakują walizki i nie  wracają, gdy zarobią  trochę na przyszłość?

- Jedno z pierwszych pytań, jakie usłyszałam po przyjeździe do Londynu, to było pytanie, na jak długo przyjechałam. Odpowiedziałam, że na kilka dni. Mój rozmówca  uśmiechnął się i powiedział: “To znaczy, tak jak wszyscy, na dziesięć lat”. Zrozumiałam, że to jeden z kluczowych problemów Polaków – nieumiejętność podjęcia decyzji o powrocie. Zazwyczaj po kilku latach pobytu w Londynie chcą wrócić, ale obawiają się tego,  co ich czeka w Polsce.  Boją się, że nie mają do czego wrócić. Boją się, że stracili bliskie kontakty ze znajomymi w Polsce  albo, że mając nowe doświadczenia, nie będą  zrozumiani  przez przyjaciół czy rodzinę. Boją się, że nie znajdą pracy. Często nie są zadowoleni z sytuacji ekonomicznej czy politycznej w Polsce. W Londynie trzyma ich możliwość zarobienia pieniędzy, nawet jeśli nie mają pracy to liczą, że w końcu jakąś znajdą. Jednak zdają sobie sprawę z tego, że przyjechali tylko na pewien czas, na krótko, więc w Londynie nie wchodzą w tutejsze środowisko i nie czują się jak u siebie w domu. Tkwią w próżni, która bardzo obciąża psychikę.

- Czy dla tych, którzy decydują się na powrót, problem się kończy?

- Niekoniecznie. Czasem po powrocie do kraju też nie znajdują swojego miejsca. Przyzwyczaili się do niezależności,  więc wracają z powrotem do Londynu. I znów tęsknią za Polską. Te migracje, stąd tam i stamtąd tutaj stają się ich labiryntem wiecznej tułaczki. Nie zdają sobie sprawy z faktu, że często przyczyny niezadowolenia tkwią, w nich samych i jak śpiewał Bob Marley “You running and you running but you can’t run away from yourself” („Uciekasz i uciekasz, ale nie uciekniesz od siebie samego”) .

- To znaczy, że nie Londyn jest winny tylko my sami?

- Młodzi  Polacy, z którymi się spotykałam, to często osoby pochodzące z rodzin dysfunkcyjnych. Opuścili Polskę z nadzieją, że trafią do lepszego świata. Chcieli wyrwać się ze swego środowiska, ze swej trudnej rzeczywistości. Myśleli, że gdy przekroczą granicę, to uciekną od swoich problemów. Niestety tak się nie stało, bo problemy tkwią w ich psychice. Często są to ludzie zranieni, którzy przeżyli trudne sytuacje rodzinne. Na początku Londyn i nowe życie tutaj wydaje im się wspaniałe, ale kiedy spotykają ich pierwsze trudności, to dawne rany się otwierają. Wtedy nie potrafią  sprostać narastającym  problemom, czują się przemęczeni, brakuje im wsparcia,  przestają zauważać pozytywne aspekty otaczającej ich rzeczywistości, powoli tracą nadzieję na to, że im się powiedzie i popadają w depresje.

- Czy to właśnie  osoby z rodzin dysfunkcyjnych najczęściej wpadają tu w depresje?

- Wchodzenie w dorosłość jest dla każdego człowieka trudnym okresem w życiu. Zamknięcie drzwi dziecięcego pokoju to koniec dziecięcej i młodzieńczej beztroski. To poważna zmiana, która pociąga za sobą wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Trzeba zaistnieć w nowych rolach rodzinnych, zawodowych i społecznych. Rozpoczynanie tego okresu w obcym kraju, daleko od rodziny i przyjaciół dla osób dojrzałych emocjonalnie może być ciekawą przygodą. Może jednak okazać się, że skonfrontowanie się z taką rzeczywistością jest zbyt stresujące dla młodego człowieka. Wówczas mogą pojawić się pierwsze objawy depresyjne, które nie leczone prowadzą do głębszej depresji. Trudno  wtedy dostrzegać uroki Londynu.

- Czy jesteśmy rozczarowani Londynem?

- Ja raczej jestem zaczarowana Londynem. Dla mnie Londyn to Big Ben, Westminster Abbey – zwane domem Boga i Królów, mosty na Tamizie, spacery po Hyde Park’u, gdzie w styczniu jest zielona trawa, kwitną krokusy i przebiśniegi, to tętniące życiem ulice, to Piccadilly Circus, Trafalgar Square z National Gallery, gdzie bezpłatnie mogę oglądać bogatą kolekcję obrazów, Tate Modern mieszczące się w fantastycznie odnowionej elektrowni, a naprzeciwko, po drugiej stronie Tamizy Katedra św. Pawła – symbol londyńskiej niezłomności. Londyn to również czerwone, piętrowe autobusy, które znam ze starych filmów, czerwone budki telefoniczne, z których dzwonię do Polski, czarne taksówki i metro, którym bardzo lubię podróżować wraz z tłumem londyńczyków i turystów. Kiedy o takim Londynie opowiadałam moim rozmówcom, byli zdumieni. Nie bardzo potrafili zrozumieć mój dziecięcy zachwyt. Bo cóż niezwykłego jest w czerwonych budkach telefonicznych? Londyn nie jest dla nich atrakcją turystyczną, często prawie go nie znają. Przyjechali tu do pracy. Są przemęczeni, zniechęceni, zabiegani - nie mają na nic czasu, narzekają na złe jedzenie i deszczową pogodę.

- Może mamy zbyt wygórowane oczekiwania?

- Nazwałabym te oczekiwania nierealistycznymi. Żeby osiągnąć wymarzony cel podróży, trzeba się do niej przygotować finansowo, psychicznie i duchowo. Jeżeli tego nie zrobimy, możemy przeżyć dysonans poznawczy. Tego doświadczają Polacy, którzy wyjeżdżają bez planu, znajomości języka, bez wystarczającej sumy pieniędzy wierząc w cud, który nie zawsze się zdarza.

- Jest Pani specjalistą od uzależnień. Czy spotkała tu Pani ludzi uzależnionych ?

- Przede wszystkim zostałam zaproszona do poprowadzenia zajęć z osobami uzależnionymi od alkoholu, narkotyków, hazardu. Część zajęć przeznaczona była dla osób utrzymujących abstynencję od kilku miesięcy, a nawet lat, ale zagrożonych nawrotem choroby. Celem tych zajęć była pomoc w rozpoznaniu sygnałów ostrzegawczych nawrotu oraz zbudowanie strategii postępowania będącej profilaktyką nawrotu. Sytuacja stresu bardzo często u osób uzależnionych uruchamia psychologiczne mechanizmy choroby, jakim jest uzależnione myślenie, nałogowe regulowanie uczuć oraz  rozproszone i rozdwojone Ja. Umiejętność rozpoznawania tych mechanizmów i radzenie sobie z nimi zwiększa prawdopodobieństwo utrzymywania trwałej abstynencji. Pobyt i praca w Londynie dla wielu alkoholików jest silnie stresującą sytuacją. Mogą łatwo wrócić do picia alkoholu i tym samym stracić nie tylko pracę, zarobione pieniądze, ale i trzeźwość, która jest ich najcenniejszym skarbem. Konsultowałam też osoby, które wcześniej nie były uzależnione, bądź nie uświadamiały sobie tego, a pobyt w Londynie wzmocnił ich destrukcyjne zachowania związane z piciem alkoholu, używaniem narkotyków czy patologicznym hazardem. Oprócz aspektu diagnostycznego, który był bardzo istotnym elementem konsultacji, motywowałam również te osoby do podjęcia leczenia oraz  korzystania  ze spotkań grup samopomocowych.

- Gdzie wtedy szukać pomocy?

- W Londynie jest wiele spotkań Anonimowych Alkoholików, dla Polaków szczególnie cenne są grupy, na których mogą o swoich problemach opowiadać w ojczystym języku. Miejscem, gdzie na pewno można znaleźć pomoc, jest Kościół na Ealingu NMP Matki Kościoła. Dzięki obecności ks. Dariusza Kwiatkowskiego, w tej parafii Polacy mogą liczyć na profesjonalną pomoc z jego strony w dziedzinie uzależnień.

- Jakie są jeszcze problemy Polaków tu zamieszkałych, które prowadzą do depresji?

- Niewątpliwie Freudowska koncepcja nieodżałowanej straty jako przyczyny zaburzeń depresyjnych odnosi się do polskiej emigracji powojennej. Walczyli o Polskę, która nie powstała, musieli opuścić Ojczyznę i schronić się poza granicami. Bardzo mocno skrzywdzeni, niesprawiedliwie potraktowani z godnością znoszą swój los. Cierpią, tęsknią, żyją wspomnieniami, z gorącym sercem śpiewają pieśni patriotyczne. Są świadomi, że nigdy nie odnajdą swojej straty.
W pewnym sensie podobnie mogą przeżywać rozstanie z Polską osoby młode, które zdecydowały się na osiedlenie w Anglii, ale nie przeżyły bólu po stracie Ojczyzny. Nawet jeśli początkowo sobie tego nie uświadamiają, symptomy nieodżałowanej straty mogą pojawić się po jakimś czasie w postaci obniżonego nastroju, braku energii, niechęci do działania, czy też idealizowania tego, co wcześniej deprecjonowali i co skłoniło ich do opuszczenia kraju.
Przeżycie bólu rozstania jest dla nich szansą pozwalającą otworzyć się na nowe doświadczenia, inną kulturę, inny styl życia. Muszą pożegnać się z przeszłością, aby powitać coś nowego.


- Jak na nasze samopoczucie wpływają  problemy ze znalezieniem pracy ?

- Większość moich rozmówców przyznawała, że w Londynie - jak się bardzo chce i uparcie szuka, to można znaleźć pracę. Nie wiadomo jednak, jak długo potrwa szukanie, czy wystarczy pieniędzy na utrzymanie się, czy może lepiej wracać. Jak jednak wracać  i przyznać się, że się nie udało? Pojawia się wtedy poczucie niepewności i zagrożenia, a kolejne porażki w poszukiwaniu mogą  zgodnie z koncepcją M. Seligmana prowadzić do wyuczonej bezradności, która jest przyczyną depresji.

- Czy spotkała tu Pani Polaków, którym się powiodło?

- Oczywiście. Są to ludzie, którzy wiedzieli od początku, jakie są ich cele, co i jak chcieli osiągnąć. Zazwyczaj są to ludzie z dużą siłą przebicia, dobrą znajomością angielskiego. Ludzie, którzy są zadowoleni z siebie, którzy podejmują świadomie decyzje i dążą do realizacji zaplanowanych celów.

- Porozmawiajmy teraz o kobietach - o Polkach w Londynie.

- Niektóre moje rozmówczynie sprzątają w domach czy urzędach, opiekują się dziećmi. Mają często wyższe wykształcenie i ambicje zawodowe. Po pewnym więc czasie myślą: “Co ja tutaj robię?” Są usatysfakcjonowane standardem życia, swoimi zarobkami, ale nie są spełnione. Starają się zmienić swoją sytuację, ale brak im konkretnej wizji. Nie wiedzą, co mogłyby tu robić. Nie wiedzą, jak się tu odnaleźć, jak przejść na kolejny etap życia.

- A Polki, którym się tu udało?

- Prowadzą swoje firmy, po pewnym czasie kupują dom. Aktywnie żyją, są mocno pochłonięte pracą, skoncentrowane na karierze zawodowej, mają dużo planów na przyszłość, wiedzą czego chcą i jak osiągać postawione cele, cechują się dużym poczuciem skuteczności,  realizują swoje ambicje, dbają o rozwój, są perfekcjonistkami i często pracoholiczkami. Dla nich dzień zbyt krótko trwa, ciągle brakuje im czasu. Nie przywiązują też wagi do odpoczynku. Niestety ponoszą tego konsekwencje, są przemęczone i wyczerpane. 

- Jak więc tu żyć, żeby nie mieć problemów z samym sobą?

- Zabrzmi to bardzo prosto i  może nawet banalnie, choć dla mnie to filozofia życia, której ciągle się uczę sama i uczę swoich pacjentów. Mianowicie życie na “tu i teraz” czyli one day at a time. Właśnie jest dzisiaj i ważne, żeby ten dzień przeżyć jak najlepiej ze świadomością, że nigdy się już nie powtórzy. Świadomość bezcenności chwili może mobilizować do pięknego życia w zgodzie ze sobą i światem. Pomaga w zachowaniu właściwych proporcji w ciągu dnia przeznaczonych na pracę, na odpoczynek, na kontakt z bliskimi, na rozwój duchowy, na realizację zainteresowań. I tak każdego dnia, day by day. Żyjąc teraźniejszością, a nie przeszłością czy przyszłością można poczuć się szczęśliwym.

- Recepta na samozadowolenie i szczęście w Londynie to….

- To na pewno nie będzie recepta, ale........spacerując po National Gallery zatrzymałam się przed obrazem Seurata  Kąpiel w Asnieres, żeby zgodnie z zaleceniem przewodnika, blask bijący od tego dzieła wynieść pod powiekami na Trafalgar Square. Przed obrazem siedziała grupka dzieci wsłuchana w opowieść nauczyciela i wpatrzona w dzieło. Z zaciekawieniem słuchałam barwnej narracji o impresjonistycznej technice malarskiej. Jednak nie owa technika była czymś najbardziej nowatorskim i niezwykłym. Najważniejszym przekazem dzieła jest to, że odpoczywający nad rzeką  ludzie nie czują się winni, że odpoczywają.
Może właśnie ten przekaz byłby cenną wskazówką  dla utrudzonych pracą Polaków. Popracowałeś, odpocznij i nie czuj się winny. Pospaceruj nad Tamizą, zobacz bajkowo oświetlonego Harrodds’a, zjedz coś dobrego, wydaj kilka funtów na przyjemności i poczuj, właśnie teraz, że możesz być szczęśliwy!
“ Najczęściej ludzie są na tyle szczęśliwi, na ile postanowią nimi być” - mówił Abraham Lincoln...


Claudia Fabian

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska