MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

30/04/2005 23:31:15

Zaśpiewać dla niego jeszcze raz

Kwietniowy wieczór, pogoda listopadowa. Pada. Potwornie zimno. Kto w taki dzień będzie maszerować ulicami Londynu? Kto przyjdzie na ten pochód? Nikt? Garstka ludzi? Tłumy? Zaraz się okaże.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Trafalgar Square zapełnia się szybko. To stąd punktualnie o 20.00 wyruszy masz ku czci zmarłego zaledwie pięć dni wcześniej Jana Pawła II. W Polsce w tych dniach takich marszów jest mnóstwo; marszów, mszy polowych, spontanicznych spotkań tysięcy ludzi w miejscach związanych z papieżem. Polacy w Londynie, nie licząc specjalnych mszy w kościołach, mają właściwie tylko jedną szansę na złożenie ostatniego hołdu papieżowi – przemarsz przez centrum miasta w czwartkowy wieczór 6 kwietnia – wieczór poprzedzający pogrzeb Ojca Świętego.
Trasa pochodu wiedzie od Trafalgar Square do Katedry Westminsterskiej. Do końca nie wiadomo jednak ile osób weźmie w nim udział. O marszu zaczęło być słychać zaledwie dwa dni wcześniej. Wieść roznosiła się pocztą pantoflową, smsami, mailami. Jednak jeszcze sporo przed ósmą, po ilości migających w ciemnościach płomyków świec widać, że dotarła do setek, może tysięcy osób. Większość przyniosła świece, część – flagi.

Z metra wypływa strumień ludzi. Na placu robi się coraz ciaśniej. Trwa oczekiwanie – na godzinę zero i na jeszcze więcej osób. Przytupywanie z zimna, zapalanie gasnących w deszczu świec. Wykorzystując ostatnie chwile przed wymarszem podchodzę do kilku walczących z zimnem i z płomieniem osób, żeby zapytać ich dlaczego przyszli.
- Chciałam uczcić pamięć papieża i zjednoczyć się w modlitwie z Polakami w kraju i na całym świecie. Pochodzę z małego miasta – tam nie miałabym szansy przeżywać tego z tyloma osobami naraz – mówi Grażyna z Dąbrowic. Pytam jak przeżyła wiadomość o odejściu papieża. Dowiedziała się z internetu. Miała świadomość, że jest w ciężkim stanie, ale mimo wszystko był to szok. Teraz, już po kilku dniach znalazła pocieszenie w religii – Czuję radość, że odzyskał spokój. Był bardzo wyczerpany. Jestem wierząca i cieszę się, bo teraz on będzie mógł dla nas robić jeszcze więcej pośrednicząc miedzy nami a Bogiem. Poza tym, sam mówił przecież „radujcie się”  – przypomina.
Także Tomek i Bartek dwudziestoparolatkowie z Ełku mówią o szoku. Przyznają, że nie udało im się powstrzymać łez. Ale udział w marszu, który za chwilę ma się zacząć, to dla nich także wyraz patriotyzmu. – Chcemy uczcić pamięć papieża, ale także zamanifestować swoją polskość – zaznaczają.
O polskości mówi też Elżbieta Miłoszewska – Nie jestem wierząca. Mieszkam tu jednak od ponad 20 lat. Moja córka urodziła się już w Anglii. Przyprowadziłam ją dzisiaj, żeby pokazać jej, co to znaczy być Polakiem - mówi wzruszona. – Najważniejsze jest to, dodaje pani Elżbieta, że możemy tu być razem. Wtedy wiemy, że nie jesteśmy wygnańcami. Tu czuć polskość... – ma łzy w oczach, nie może mówić.– Do rozmowy włącza się córka, Asia –Dobrze wiedzieć, że był ktoś taki, że zrobił tyle dobrego. Cieszę się, że tu jestem – mówi.
Marta z Warszawy, jest religijna – działa w polskiej parafii na Devonii. Ona także mówi o patriotycznym wymiarze marszu. – Ten smutny weekend spędziłam na modlitwie. Poruszyło to moje i myślę, że każdego Polaka serce. To jednak, że tutaj dzisiaj jesteśmy to także sprawa narodowa – tłumaczy.
Podchodzę do mężczyzny w średnim wieku. Zbyszek Czubak z Szydłowca –
przedstawia się. Wiadomość o śmierci papieża zastała go w Polsce. Mówi o tym, jak ciężko było wracać do Anglii. – Tam w telewizji bez przerwy mówili o papieżu, wszyscy tym żyli – opowiada. – Tutaj tego nie ma, ale co było robić? Bilet był kupiony, musiałem wracać do pracy – mówi. Na Trafalgar Square przyszedł, żeby jeszcze raz uczcić pamięć papieża, jak mówi – kochanego, najwspanialszego Polaka.
Krzysztof Bułatek z Rzeszowa przyszedł na marsz z rodziną. Jest tu, choć wolałby być w Watykanie – Chcemy oddać ostatni hołd papieżowi. Nie możemy zrobić tego w Rzymie, więc przyszliśmy tutaj – wyjaśnia.

O 20.00 pochód wyrusza z placu. Właściwie nie cały pochód, tylko ci, którzy stoją najbliżej ulicy, na którą wyrusza marsz. Czoło pochodu będzie już daleko, a tłum dalej będzie się wylewać z Trafalgar Square. Już wiadomo, że ludzi są tysiące, ponoć nawet około 20 tysięcy. A po drodze dołączają następni. Nie mogli przyjść na ósmą i teraz czekają wzdłuż trasy pochodu, żeby się przyłączyć. Rzeka pochodu zbiera z boków te strumienie ludzi.
W jednej z takich grupek, stoją Michał, Janek i Darek z Sopotu. Tylko patrzą czy dołączą, pytam. Oczywiście, że dołączą – przecież to dla największego Polaka! Patrzymy na przybliżający się pochód. Co o tym myślą? – W końcu Polacy się zorganizowali, w końcu coś z tego wyszło. Szkoda, że dopiero, kiedy on umarł – mówią.
Ale nie tylko Polacy. Kto mógł przyprowadził swoich znajomych z innych krajów; są Włosi, Irlandczycy. Natasha z Mauritiusa przyszła na pochód ze swoim polskim chłopakiem. Jest nie mniej niż on zaangażowana. Dla niej samej Jan Paweł II był ważną postacią - Bardzo mocno przeżyłam jego śmierć mimo, że wiedziałam o jego chorobie. W moim kraju wszyscy go uwielbiali, bo przyjechał do nas z pielgrzymką. – opowiada.
Marsz dochodzi do Big Bena. Policja zatrzymuje ruch na skrzyżowaniu. „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana...” – ktoś zaczyna. Dziwnie brzmi ta wielkanocna pieśń w tym otoczeniu, w tym kontekście. W potem jeszcze „Barka”, którą teraz śpiewa cała Polska i „Abba, Ojcze”.
Po drodze trochę gapiów, niewielu – każdy ma swoje sprawy. Ci, którzy się zatrzymują przyglądają się w spokoju, w skupieniu, może nawet z szacunkiem.

Oświetlona Katedra Westminsterska – tutaj kończy się marsz. Tutaj, niedaleko słynnej stacji Victoria, gdzie wielu Polaków rozpoczęło swoją przygodę w Anglii.
Nie będzie mszy, nie zgodzono się nawet otworzyć świątyni. Nawet mała część pochodu nie zmieści się na placu przed katedrą. Ci na końcu nic nie usłyszą - nawet przez megafon. Ale czekają wytrwale. Ksiądz idący wcześniej na czele marszu staje na stopniach katedry. – Niestety, nie możemy tu długo stać - mówi. Krótkie modlitwy; Ojcze Nasz, ludzie łapią się za ręce. Jeszcze raz, ostatni raz wszyscy chcą dla Niego zaśpiewać. Trzeba powoli się rozchodzić.
I wtedy słychać skrzypki. Pod Katedrą Westminsterską rozbrzmiewa góralska muzyka. Trudno się nie wzruszać. Jedni słuchają. Inni na środku placu zaczynają ustawiać świece, które tu przynieśli, klękają i modlą się o wieczny odpoczynek.
W tłumie są Marian i Bartek, dwóch młodych chłopaków z Bytomia. Dzisiaj przyjechali do Londynu. Chcieli się przejść, obejrzeć miasto. Za pięć ósma przechodzili akurat przez Trafalgar Square. Zupełnie przypadkowo trafili na marsz. A może nie przypadkowo - to chyba przeznaczenie, mówią.
Marek z Torunia nie kryje wzruszenia. Żałuje, że w trakcie marszu nie było więcej śpiewania; albo koordynacji, bo zdarzyło się tak, że początek i koniec marszu śpiewał co innego. Szczególnie bliska Markowi jest „Barka”. W Krakowie w 2002 roku był na Błoniach. – Gdy zaśpiewano „Barkę” papież poprosił o powtórkę – opowiada. – Powiedział, że ta właśnie piosenka prowadziła go przez cały pontyfikat. Wtedy – mówi z żalem w głosie – Ojciec Święty mówił, że chciałby jeszcze wrócić do Polski. Czuć było jednak, że to już jest pożegnanie.
Kasia i Malwina ze Świdnika wciąż są pod wrażeniem tego, co się dzieje: świece, śpiew, modlitwy. – Niesamowite wrażenia. Myślę, że to przeszło oczekiwania nas wszystkich – mówi jedna z nich. – Właśnie dzisiaj przeczytałam gdzieś, że tu Polak jest Polakowi wilkiem. Dziś przynajmniej na chwilę staliśmy się przyjaciółmi.
I chce się tylko dodać: chwilo, trwaj.

Katarzyna Jaklewicz

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska