08/11/2004 12:05:11
Często zastanawiamy się: Co ja tu robię? Czy dla pieniędzy muszę pracować po jedenaście i więcej godzin? Stojąc przed tynkowaną ścianą, niejeden magister ekonomii lub marketingu i zarządzania zadawał sobie pytanie: Czy rzeczywiście to, co robię, choć o krok zbliża mnie do wyznaczonego w życiu celu? W przyśpieszonym tempie wielu rodaków uczy się nowego fachu. Po dwóch miesiącach edukacji nowi stolarze, dekarze i hydraulicy stają do boju na konkurencyjnym rynku pracy. Są i tacy, którzy wprost i bez skrępowania mówią, że potrafią wszystko. Po odebraniu z drukarni tysiąca ulotek, z głęboką wiarą w marketingową siłę papieru formatu A5, ochoczo wrzucają je do drzwi potencjalnych pracodawców. Z dumą patrzą na swoje nowe kwalifikacje i mówią: „Ja to mam fach w rękach”. Mimo, że dopiero tu poznają praktyczne znaczenie wyrazów: szlifierka mimośrodowa, wyrzynarka, zawór kulowy. Masowa produkcja bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni zmusza młodych inteligentów do podjęcia decyzji o przyjeździe do „Ziemi obiecanej”. Może to i lepiej... Tak wielu chce być prawnikami, ekonomistami, specami od reklamy, że niedługo zabraknie nam wykwalifikowanych rzemieślników.
Dla wielu zapach poliuretanowej szpachlówki do drewna czy lakieru chemoutwardzalnego do końca życia będzie się kojarzył z wymarzoną Wyspą, na podbój której każdy wyruszył za przykładem Wilhelma Zdobywcy. Dla wielu kobiet sprzątanie i usługiwanie innym będzie wspomnieniem przeszłości z nieukrywaną odrazą. Może jedynie wycieczki z małymi podopiecznymi i spotkania w cechu opiekunek przywołają uśmiech na twarzy.
Jakoś się ułoży?
W Londynie nie można myśleć, że „jakoś się ułoży” czy „jakoś to będzie”. Ta bezosobowa forma zwalnia nas z odpowiedzialności za własne życie. Bez planu, jasno określonego celu oraz określenia, jak długo chcemy zostać, nasza egzystencja prowadzi do nikąd. Żyjąc złudzeniami, stajemy się ofiarami własnego wyboru – brnę dalej, bo muszę. Muszę? Kto mi tak naprawdę każe? Czy mam jakieś inne wyjście? Najczęściej sami sobie budujemy trudny do pokonania mur - ścianę, która odgradza nas nie tylko od innych, ale i od nas samych, od naszych realnych potrzeb. Nie łudźmy się, że ktoś rzuci nam kłębek nici, który pomoże nam wyjść z labiryntu. Wrzuceni w schemat „wstaję-jem-śpię-pracuję”, nie mamy czasu pomyśleć o sobie. Czasami największym marzeniem staje się kufel zimnego piwa po pracy lub zapach pachnącej pościeli, kojarzonej z głębokim snem i relaksem.
Nie samym chlebem
Bilans potrzeb zaspokojonych i tych, które na to jeszcze czekają, również nie wygląda imponująco. Psychologowie twierdzą, że bez zaspokojenia potrzeb podstawowych, nie możemy myśleć o realizacji tych wyższego rzędu, na przykład samorealizacji, szacunku do siebie, spełnienia zawodowego. Czego tak naprawdę poszukuję? Dla wielu pieniądze okazują się rozczarowaniem. „Nie o to mi chodziło” - słyszę coraz częściej. Dla jednych są one celem samym w sobie, dla innych - środkiem służącym do realizacji owych celów. Choć nasze potrzeby fizyczne - głód, pragnienie, odpoczynek - są zaspokajane (czasem też nie tak, jak trzeba), to gorzej ma się rzecz z poczuciem bezpieczeństwa. Potrzeba stabilności jest wypierana przez niepewność jutra. Brak więzi i tęsknota za bliskimi również dopełniają czary goryczy. Czasem gubimy naszą potrzebę związków, więzi społecznych. Staramy się wręcz unikać innych, stronić od tych, którzy dokładnie przypominają nam, po co tu jesteśmy i czym się zajmujemy. Przeświadczenie o nieograniczonych możliwościach podejmowania decyzji, o wolności i niezależności finansowej również jest pozorne. Bo czy celem każdego musi być zakup mieszkania lub domu na Wyspie? Szczególnie teraz, gdy ceny nieruchomości w Londynie osiągnęły astronomiczny pułap? Czy każdy Polak musi wcielić się w rolę wyłącznie budowlańca lub kelnerki? Może postawienie domu, zasadzenie drzewa i dorobienie się potomka nie jest dla wszystkich wartością nadrzędną. Czy jest to jedyny namacalny dowód sukcesu tych, którzy codziennie zmuszają się do wykonywania niezamierzonych przecież prac? Są i tacy, dla których pobyt i praca to jedynie życiowy epizod. Bawią się raczej, niż biorą na poważnie to, co dzieję się wokół nich.
No i ten okropny strach i wstyd: „Co powiedzą o mnie znajomi, jeśli wrócę jako nieudacznik? Byłem słaby, bo nie udało się w Polsce, a jestem jeszcze słabszy, bo nie mogę sobie tu poradzić”.
Qvo vadis?
Czasem decyzja o powrocie jest spychana na dalszy plan. Wiele razy słyszałem: „Nie mogę tego zostawić. Jeśli wyjadę, to okaże się, że przegrałem, nie udało mi się. Co powiedzą inni?” Jak widać, głos innych może być ważniejszy od naszego. A może właśnie to jest najważniejsza decyzja, przed którą stoimy: Czyj głos jest ważniejszy? Jeszcze istotniejsza niż ta o naszym wyjeździe.
Nie tylko nasze kręgosłupy nie wytrzymują obciążenia. Może goniąc za pieniądzem i ułudą lepszego życia, zarabiamy na przyszłe leczenie. Wystarczy popatrzeć na prasowe ogłoszenia. W ciągu ostatnich kilku miesięcy potroiła się liczba masażystów-rehabilitantów. Jak widać, nie tylko psychika odmawia posłuszeństwa. Ciało również zaczyna głośno protestować. Może warto więc wsłuchać się w zagłuszany krzyk i podjąć wewnętrzny monolog?
Sami odpowiedzcie sobie na powyższe pytania. Może dzięki temu podejmiecie właściwą decyzję. To przecież wasze życie. Może warto wysiąść z owego rozpędzonego pociągu i wreszcie zapytać: „Dokąd właściwie chce jechać?”
Grzegorz Lewandowski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...