Kwestia konnych polowań ze sforą psów na lisy wzbudza w Anglii olbrzymie emocje. Z jednej strony przeciw tej tradycyjnie angielskiej, a przy tym okrutnej i krwawej rozrywce są obrońcy zwierząt i ponad połowa zwykłych Brytyjczyków. Z drugiej - bronią jej rodzina królewska, z entuzjastą tego sportu księciem Karolem na czele, stowarzyszenia łowieckie i... mieszkańcy wsi, którzy czerpią spore zyski z goszczenia zapalonych myśliwych.
Po trwającej 5,5 godziny debacie w parlamencie rząd w ostatniej chwili wycofał się ze swojej kompromisowej propozycji, która nie przewidywała zakazu myśliwskiego hobby, lecz wprowadzała ograniczenia i licencje. Blair musiał ustąpić swoim lewicowym kolegom z Partii Pracy, którzy domagali się całkowitego zakazu i uznali propozycję premiera za "podstępną zagrywkę".
Przygniatające zwycięstwo zwolenników zakazu (362 głosy "za" wobec 154 "przeciw" w 659-osobowej Izbie Gmin) to porażka słabnącego Blaira, który w ogóle nie głosował. Za zakazem było nawet siedmiu członków jego własnego gabinetu.
Do wprowadzenia zakazu polowań na lisy jest jednak jeszcze daleko. W połowie lipca projektem ustawy zajmie się znana z tradycjonalizmu Izba Lordów składająca się z brytyjskiej arystokracji dziedzicznej i wybieranej przez królową. Lordowie już dwukrotnie odrzucili podobne ustawy. Z propagandy na rzecz utrzymania status quo nie zrezygnują zwolennicy myśliwskiego sportu i będą oni lobbować wśród lordów.
Dwie trzecie Brytyjczyków nie ma zaufania do Tony'ego Blaira - tak wynika z sondażu opublikowanego we wtorkowym numerze "Financial Times". Spadek popularności premier "zawdzięcza" brakowi dowodów na posiadanie przez Irak broni masowego rażenia - głównego powodu wszczęcia wojny, w którą zaangażowano wojska brytyjskie. Jednak Blair (34 proc. poparcia) nadal jest popularniejszy od szefa torysów Duncana Smitha (21 proc.). W innym sondażu opublikowanym kilka dni temu Partia Konserwatywna po raz pierwszy od dawna wyprzedziła w notowaniach laburzystów.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.