MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

17/07/2004 18:08:44

Ludzie z dworca

W poprzednim numerze opublikowaliśmy reportaż o Polakach koczujących na dworcu Victoria. Tekst wywołał burzliwe reakcje. W tym numerze postanowiliśmy więc kontynuawać temat i jeszcze raz przyjrzeć się sprawie z różnych stron.

 

ARTUR PAPROTNY

Na dworcu Victoria Coach byłem w nocy 16/17 maja. Zobaczyłem kilkudziesięciu ludzi rozłożonych na kocach, karimatach, w śpiworach i na własnych ubraniach, zmaltretowanych, brudnych, przestraszonych. Byli tam Polacy, Rosjanie, Słowacy i Czesi. Polaków było najwięcej. Spali pod gołym niebem, na chodnikach, na murkach, pośród podróżnych toreb, plecaków, termosów z kawą i pustych kubków. Niektórzy czuwali. Rozmawiając ściszonymi głosami, dzielili się doświadczeniami minionego dnia, udzielali sobie porad i wzajemnych ostrzeżeń. Tamtej nocy byłem też świadkiem ingerencji brytyjskiej policji. Śpiących postawiono na nogi, część została wylegitymowana, sprawdzono bilety powrotne. Było bardzo nieprzyjemnie, Polaków potraktowano szorstko i z pogardą.
Dlaczego ci ludzie tam tkwili? Dlaczego nie udali się do hoteli, do mieszkań, do domów? Ponieważ nie mieli pieniędzy. Ponieważ nie znali języka angielskiego i nie wiedzieli zupełnie, co z sobą począć. Ponieważ pozwolili się oszukać, zawierzając komuś, kto obiecał im pracę, mieszkanie, ale nie dał niczego. Zazwyczaj około 200 funtów. Ludzie z dworca czekali więc na autokary powrotne do kraju, czekali na przypadkową dorywczą pracę, na łut szczęścia, na cud.

Moja obecność tam, na Victorii, miała ciąg dalszy. Kilka osób z dworca udało mi się namówić, aby następnego dnia udały się na policję i poprosiły o pomoc. Policja skierowała ich do POSK-u, do Zjednoczenia Polskiego. Poszli więc, na piechotę, z Victorii na Ravenscourt Park. Wcześniej próbowali szczęścia w polskiej ambasadzie i w konsulacie, podobno bezskutecznie. W Zjednoczeniu, Małgorzata Sztuka i Laura Krzyszczuk pomogły znaleźć najbardziej potrzebującym nocleg w prywatnych domach i pieniądze z prywatnych portfeli na kilka biletów powrotnych. Kiedy patrzyłem, jak dwie kobiety zabierają z dworca do swego samochodu roztrzęsione kobiety, z ich tobołami, garnuszkami, i całym tym biwakiem, przypomniałem sobie postacie naszych dawnych, szkolnych lektur: Judyma, Wokulskiego, czy Siłaczkę. Po raz pierwszy raz w życiu byłem świadkiem aktu filantropii w najczystszej postaci. Zastanawiam się jednak, czy o to właśnie chodzi. Czy tak ma wyglądać nasza pomoc? Ilu ludziom można pomóc w ten sposób?

 

11 dni po tamtej nocy Zjednoczenie Polskie zorganizowało specjalne spotkanie, na które zaproszono: konsulów, księdza, polskie organizacje charytatywne, prasę. Radziliśmy nad sposobem rozwiązania problemu. Konsulat zobowiązał się pokryć koszty ulotki, która będzie przestrzegać przed oszustami, informować z jakich najtańszych noclegów można skorzystać w tragicznej sytuacji. Czy rozpowszechnienie ulotki rozwiąże problem? Zobaczymy. Tymczasem jest to jedyne remedium, jakie wymyśliliśmy. Oby szybko zadziałało.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska