Bohater wyprawy Jaś Mela podkreślił, że dla niego najważniejszy nie był sam cel wyprawy, ale droga, którą musiał pokonać.
- Gdyby nie kompas i system GPS nawet bym nie wiedział, że jesteśmy na biegunie. Kiedy tam dotarliśmy zdziwiłem się, że wygląda jak większa zaspa - powiedział we wtorek Janek Mela, najmłodszy na świecie niepełnosprawny, który pokonał zmarznięte Morze Arktyczne i o własnych siłach dotarł na Biegun Północny.
- Kiedy na początku Jasiek przewrócił się i upadł, zdałem sobie sprawę, że w każdej chwili może się stać coś bardzo złego. W przeddzień zdobycia bieguna nie spałem całą noc - powiedział Marek Kamiński, który namówił Janka do ekspedycji. Jak podkreślił, przez cały czas trwania wyprawy w każdej chwili był gotowy wezwać helikopter i odwieźć niepełnosprawnego Jasia do Polski.
Nad przygotowaniem fizycznym i psychicznym chłopca przez ponad pół roku pracował 7-osobowy zespół konsultantów, złożony z lekarzy, fizjologów i psychologa.
- Wyprawa była dla mnie dużą szansą. Nie tylko zdobyłem biegun, ale przede wszystkim oswoiłem moją niepełnosprawność - podkreślił Mela.
Wyprawie Kamińskiego i Meli towarzyszyła m.in. akcja zbierania pieniędzy na protezy dla dzieci.
- Mam nadzieję, że nasza wyprawa otworzy drzwi dla wielu ludzi, nie tylko niepełnosprawnych, żeby zaczęli zdobywać własne bieguny - powiedział Kamiński.
Była to także ekspedycja naukowa. We współpracy z PAN ekipa realizowała program badawczy dotyczący globalnego ocieplenia. Powstawał również film dokumentalny, który opowie o całym przedsięwzięciu. W wyprawie na Biegun uczestniczył także oceanograf Wojciech Moskal. Został on jednak na Spitsbergenie, ponieważ prowadzi tam badania naukowe.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.