Samolot przyleciał do Sydney z Frankfurtu z przystankiem w Singapurze. Miał tzw. ciężkie lądowanie, które spowodowało przegrzanie systemu hamulcowego i uruchomienie alarmu przeciwpożarowego. Dym pojawił się zanim jeszcze pasażerowie wyszli na zewnątrz. Pilot i zarząd portu zdecydowali o pilnej ewakuacji. Uruchomiono awaryjne wyjścia i rękawy ewakuacyjne, którymi 365 osób w trybie przyśpieszonym opuszczało pokład. Jeden z rękawów był uszkodzony.
Kilka osób spadło z wysokości ponad trzech metrów na płytę lotniska. –
Musieliśmy biec do drugiego wyjścia i skakać. Później zachowałem się jak papież – ucałowałem australijską ziemię – powiedział jeden z pasażerów.
Pożar został szybko ugaszony. Eksperci badają, dlaczego doszło do wypadku.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.