MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

14/04/2004 23:19:01

Paragrafy i kaptury

Po raz kolejny, niczym powracająca fala, odzywają się głosy o administracji publicznej, rzekomo rozdętej do niebotycznych rozmiarów. Receptą na uzdrowienie finansów państwa, tysięczny już raz, miałoby być ścięcie tego molocha i krwiopijcy, najlepiej co najmniej o połowę. Wbrew prognozom różnych specjalistów, w tym i eurokratów, że w momencie integracji aparat wykonawczy państwa, wobec nowych zadań, okaże się najprawdopodobniej zbyt szczupły.
 

Czy w tej sytuacji da się utrzymać tezę, że odpolitycznienie obsadzania wyższych stanowisk i przestrzeganie przeprowadzania konkursów stanowić będzie gwarancję naprawy aparatu państwa? Jak widać, nie bardzo. A wobec tego jak w rzeczywistości wyglądają same konkursy, których ideę tak szeroko propagują niektóre gremia? W publikacjach opisuje się te procedury z pozycji zewnętrznego obserwatora. Jest to więc rodzaj relacji meczu oglądanego oczami kibica. Bywa, że siedzi taki kibic z wypiekami na twarzy do ostatniego gwizdka i do głowy mu nie przychodzi, że wynik meczu ustalono już dawno, czasem przy okazji innego spotkania.
Badania empiryczne przynoszą często bardzo interesujące wyniki. Bywa, że zupełnie nie pokrywają się one z teorią.
W lutym br. odbył się konkurs na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego. Do konkursu dopuszczono trzech kandydatów, w tym p.o. dyrektora tego Biura. Jeden z kandydatów nie pojawił się w ogóle. Konkurs przebiegł bez większych wstrząsów i najlepszą kandydatką okazała się dotychczasowa p.o. dyrektora. Niby logiczne, choć może niezupełnie. Człowiek ma kłótliwą naturę zwłaszcza, jak się mu coś zabierze, a jeszcze gorzej, gdy sądzi, że zabrało niesłusznie. W tym wypadku już z założenia nie wszystko było takie jednoznaczne. Poczynając od tego, że w tym właśnie konkursie połowa składu komisji to dyrektor generalny urzędu i dwie wskazane przez niego osoby. Jeżeli więc do konkursu przystępuje „p.o.” z tego urzędu, obsadzony przez dyrektora generalnego przecież, a co najmniej zaakceptowany, na dodatek dwie wskazane osoby, w tym wypadku drugi dyrektor tego urzędu, do niedawna też „p.o.”, to cała procedura zaczyna wyglądać nieco dziwnie. Zwłaszcza wobec przepisu zakazującego brania udziału w komisji osób, pozostających w takim związku prawnym lub faktycznym, że może to budzić wątpliwości, co do bezstronności ocen. Próba ustalenia szczegółów stanu faktycznego rozstrzygnięcia okazała się już na wstępie mocno kłopotliwa. Prośba w USC o sporządzenie kopii dokumentów dotyczących oceny własnej osoby spotkała się z odmową. Pani naczelnik nie potrafiła wyjaśnić dlaczego nie można sporządzić tych kopii. Po prostu nie i już. Ciekawe, jak Szef Służby Cywilnej wyjaśni, dlaczego można sobie siedzieć i przepisywać, a nie można tego wszystkiego skopiować. Szczególnie interesująca może być podstawa prawna takiej odmowy.
Osiągnięty ogólny wynik był stosunkowo wysoki, tym bardziej więc interesowało, w jakim stylu doszło do przegranej. W teście wiedzy cztery pytania uznane za błędne, wydają się być błędem oceniającego, ale z kim to wówczas można było wyjaśnić? I kiedy, skoro czas na ewentualne odwołanie to siedem dni, a w to wchodzą sobota i niedziela. Formularz oceny psychologicznej był niemal laurką, poza jedną kwestią sporną, ale nie miało to większego znaczenia. Interesujący był natomiast formularz oceny rozmowy kwalifikacyjnej. Np. takie sformułowanie: „orientuje się w prawie ale w wypowiedziach pojawiają się błędy”. Kto to oceniał, jakie błędy i na czym one polegały, tego już nie było. Na takiej zasadzie można zakwestionować wszystko i nie ma to nic wspólnego z rzetelnością. A w świetle wspomnianych wyżej kontrowersji w stosunku do czterech pytań te „błędy” mogły się okazać błędami oceniającego. Wszak po drugiej stronie znajdowały się osoby, którym kandydat w niczym nie ustępował. Tego rodzaju „rzetelne” oceny znajdują się w pozostałej części. Blok ostatnich trzech pozycji, dopisany na potrzeby tego konkursu, punktował poziom spełniania wymogów warunkujących dopuszczenie do konkursu. Maksymalna liczba punktów nie dziwiła, przekraczając minimum wymogów, w dwóch wypadkach wielokrotnie. Pozostawało – przed wniesieniem odwołania porównać ocenę kontrkandydata. I tu pojawił się już nie próg lecz ściana. Nie ma mowy. Dlaczego? Bo nie, tego się nie praktykuje. Znaczy, jesteśmy w domu. Niby jest prawo do odwołania, a jakby go nie było. Niby czyste reguły gry, a jakby nie do końca. Przejrzyste konkursy, jasne zasady – tak się sprzedaje tę ideę leku na całe zło. W istocie druga zasada sądu kapturowego, gdzie kandydat siada do stolika już na wstępie ze świadomością, że gra się znaczonymi kartami. A po zakończonej rozgrywce przeciwnik zabiera całą pulę, nie pokazując swoich kart i nawet rękawy chowa pod stołem. Wszystko zgodnie z prawem, podobno, tak w każdym razie stoi w przepisach ustawy o służbie cywilnej oraz rozporządzeniu o konkursach.
Zasada wyrażona w art. 153 ust. 1 Konstytucji zaczyna mieć wymowę tekstu satyryka o zdolnościach średnio-śmiesznych.

 

Jest wszakże druga strona tego konkursu. I tu już żarty się kończą. Otóż przy pisaniu na zlecenie Programu Przeciw Korupcji wspomnianego Raportu, wykorzystano materiały gromadzone z innej okazji. Rozsyłane były aplikacje do różnych urzędów w odpowiedzi na ogłoszenia o naborze do komórek organizacyjnych, zajmujących się przede wszystkim zamówieniami publicznymi. W listopadzie 2002 roku takie ogłoszenie zamieścił GITD na stanowisko referendarza w Biurze Administracyjno-Budżetowym. Urząd w ogóle nie zareagował. Widać uznano wówczas, że kwalifikacje kandydata były zbyt mierne. Pół roku później ogłoszono konkurs na dyrektora tegoż Biura. Wysłana została ta sama aplikacja, oczywiście, ze zmienionym listem motywacyjnym, stosownie do sytuacji. Kandydat został dopuszczony do konkursu na dyrektora tam, gdzie – zdaniem kogoś z urzędu – nie nadawał się na referendarza. Konkurs się odbył, zwycięzcę wskazano. Pół roku później zdarzył się kolejny niecodzienny przypadek, który dla kogoś okazać się może sennym koszmarem. Ukazało się kolejne ogłoszenie o konkursie na to samo stanowisko. Z jakiegoś powodu wówczas zwycięzca go nie objął. Zastanowił w ogłoszeniu fakt znacznego zaostrzenia wymogów warunkujących dopuszczenie do konkursu. Zwłaszcza wymóg doświadczenia pracy w administracji publicznej szczebla centralnego. To zdecydowanie eliminowało rzeszę potencjalnych konkurentów. Skąd pomysł takiej konstrukcji w stosunku do tego samego stanowiska, zupełnie odmiennej, niż przy konkursie sprzed pół roku? Kosmetyka opisu zadań i kompetencji w praktyce niczego nie zmieniała? Prawna strona takiego ograniczenia może budzić wątpliwości. Wrócił motyw pominięcia aplikacji w naborze na referendarza do tegoż Biura. Finał konkursu jest już znany, natomiast okazało się, że odpowiedzialną wówczas za weryfikację ofert była obecna kontrkandydatka, już wówczas p.o. dyrektora, a w komisji pełniła funkcję przewodniczącej. Pozostałymi członkami komisji były główna księgowa i pani referendarz, trzeba trafu, od zamówień publicznych. Tak więc trzy osoby, bezpośrednio mające związek z przeprowadzaniem procedur przetargowych, przygotowywaniem, rozstrzyganiem, zatwierdzaniem i finansowaniem jednomyślnie pominęły aplikację prawdopodobnie najlepszą ze wszystkich, w tym i zapewne od kwalifikacji przewodniczącej. W ciągu jednego dnia panie zweryfikowały blisko 90 ofert, wybrały do rozmów 9 osób i w ciągu trzech dni zakończono rekrutację. A dyrektor generalny, absolwent KSAP zresztą, zatwierdził to bez zmrużenia powiek. Teraz zaś stwierdza, że trudno wyjaśnić, po takim czasie, jakie były powody pominięcia aplikacji, która umożliwiła udział w konkursie na dyrektora tegoż Biura. Istotnie, racjonalnie tego się nie da wyjaśnić. Ani wówczas, ani teraz, ani kiedykolwiek. Trzy osoby, bezpośrednio zajmujące się zamówieniami publicznymi, w tym dwie na stanowiskach kierowniczych, bezpośrednio dysponujące finansami urzędu, pomijają fachowca od zamówień publicznych, na dodatek z udokumentowaną wiedzą z zakresu integracji europejskiej i autora pracy o zamówieniach publicznych. Jak w świetle tego wygląda gospodarowanie finansami publicznymi i na jakich zasadach rozstrzygane są przetargi ?
Tak oto funkcjonuje system służby cywilnej III RP i, jak się okazuje, na wszystkich poziomach, nie wyłączając tak gloryfikowanych konkursów. Tamy dla indywidualnych interesów lub grupowych racji nie wydają się zbyt mocne. Statystyka wskazuje, że 98% zwycięzców, to osoby pełniące obowiązki na tych właśnie stanowiskach, na jakie odbywały się konkursy.
Już sama konstrukcja przepisów, gdy się jej dobrze przyjrzeć, jest korupcjogenna. Zresztą całość systemu sprawia wrażenie, że albo go konstruował zespół niezorientowany w ewentualnych skutkach, albo przeciwnie, dobrze wiedział co robi.

Witold Filipowicz
Warszawa, 21 marca 2004 r.
mifin@wp.pl

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska